Memoriał Skolimowskiej- sukces na skalę światową

Shelly nie dla mnie

Miałem pisać ten post pod kątem innej historii. Jechałem tam z zamiarem przeprowadzenia krótkiej rozmowy o życiu przed wielką karierą dwukrotnej Mistrzyni Olimpijskiej w biegu na 100 metrów- Shelly-Ann Fraser-Pryce. Jak na złość- Jamajka zdecydowała się jednak nie przyjeżdżać na start do Chorzowa :(. Jednak, co się odwlecze to nie uciecze. Przekaże Wam kilka informacji o tym jak wyglądała impreza od kuchni, jak dużo osób musi pracować na złożoność sukcesu takiej imprezy.

Wolontariat

Zacznę od swojej półki. Byłem na Memoriale Kamili Skolimowskiej jako wolontariusz. Po Mistrzostwach Świata u20 i Mistrzostwach Europy u23 w Bydgoszczy, była to moja trzecia wielka impreza lekkoatletyczna, na której miałem okazję pomagać. Różniło się to od poprzednich tym, że Memoriał to jednodniowe zawody, co powoduje, że natężenie pracy jest skupione na dzień przed rozpoczęciem. Mimo, iż sama organizacja zaczyna się na dużo przed rozpoczęciem imprezy. 
Na miejsce przyjechałem we wtorek w południe i trafiłem do grupy, która nie miała zbyt wiele do roboty- przypinaliśmy agrafki na numery startowe zawodników... Postanowiłem więc szybko wykonać swoją partię i pójść na rundkę po Stadionie Śląskim. No właśnie. "Kocioł Czarownic" zrobił na mnie wielkie wrażenie. Już od samego przyjścia pod stadion byłem pod głębokim zdumieniem, typu- "Jak coś tak wielkiego może zostać zbudowane?". Wnętrze również zapiera dech w piersiach, zwłaszcza kiedy zasiada na nim 42000 ludzi! Ale do tego dojdziemy...


Następnie zostałem przydzielony do grupy odpowiedzialnej za Ceremonię otwarcia i zamknięcia zawodów. Myślałem poniekąd, że będzie to nudna fucha. Kiedy jednak się dowiedziałem dokładnie, że zarówno w ceremonii otwarcia jak i zamknięcia będę w bliskim kontakcie z gwiazdami największego formatu- to już wiedziałem, że to robota dla mnie! 
Kiedy wszystko organizowaliśmy i dopinaliśmy na ostatni guzik, wśród całej ekipy organizacyjnej było czuć zmieszaną pewność siebie, że to będzie świetna impreza, z lekką nutą wątpliwości, że może coś pójść nie tak jak jest rozpisane w scenariuszu. 

Ceremonia otwarcia

Było nas 5 osób odpowiedzialnych za znalezienie zawodników-gwiazd, którzy mieli zostać zapakowani do specjalnie przygotowanych Hiluxów i zaprezentowani publiczności. Mi przypadło auto nr.1 z Asafą Powellem, Ronnie Bakerem, Ramilem Guliyevem, Pierre Ambroise-Bossem i... Caster Semenyą. Nieprawdopodobnie mocna ekipa. Zamienić z każdą z tych gwiazd parę słów o wszystkim i o niczym to wielka sprawa. Nawet z najbardziej kontrowersyjną postacią jaką jest Caster Semenya. W mediach mimo wszystko mówi się tylko o tym, jaką jest zawodniczką z podwyższonym poziomem testosteronu, oraz że nie powinna startować z kobietami. Pomija się jednak najważniejszy fakt, że to miła, otwarta i pozytywnie nastawiona do życia osoba, która wykonuje swoją robotę aktualnie najlepiej na świecie!
Ceremonia otwarcia przebiegła pomyślnie, mimo iż trwała zaledwie 30 minut to można było uznać, że wydarzeniami można byłoby obdarzyć plan jakiejś dwugodzinnej imprezy.

Ceremonia zamknięcia

Tutaj mieliśmy chyba jedyny mankament i skromny minus tych zawodów. Przez opóźnienie w planie minutowym zawodów spowodowanym przeciągnięciem się rzutu dyskiem i młotem Pań i Panów, ceremonia dekoracji zwycięzców poszczególnych konkurencji zaczęła się z opóźnieniem i nie w taki sposób jak miała być przeprowadzona. Jednak bezpośrednio po zakończeniu rzutu młotem kobiet i mężczyzn Joanna Fiodorow i Paweł Fajdek szybko udali się do call roomu i wszystko zostało nadrobione, zawodnicy zostali nagrodzeni, najbardziej wytrzymali fani oklaskiwali świetne popisy najlepszych sportowców globu.


Plejada Gwiazd
Tak jak już wspominałem, na starcie zjawić się miało wiele światowego formatu gwiazd. Tak też było, oprócz w/w zawodników wystąpili także potężni Gerd Kanter i Robert Harting- żywe legendy rzutu dyskiem. Kosmicznie na papierze zapowiadał się konkurs pchnięcia kulą mężczyzn, na czele z Tomem Walshem, Tomasem Stankiem i naszym Michałem Haratykiem. Wypisuje na starcie te dwie konkurencje, ze względu na własne zainteresowania, jednak nie można zapomnieć o samym rzucie młotem! Wystąpili w nim medaliści Mistrzostw Europy z Berlina- Wojciech Nowicki, Paweł Fajdek i Bence Halasz. 
Jednak nie samymi rzutami człowiek żyje. Zawodnicy osiągali niesamowite wyniki. Najlepszy wynik na świecie w tym roku poprawiając swój rekord życiowy uzyskał Ronnie Baker- 9.87s. na 100 metrów. Miałem okazję rozmawiać z Ronniem po zawodach i mówił, że jest pod ogromnym wrażeniem wszystkiego co go spotkało w Polsce, że jest bardzo zadowolony i obiecał wrócić do Chorzowa. W biegu na 100 metrów miała wystąpić wspomniana na początku Shelly-Ann. Nie wystąpiła, dla mnie to wielka szkoda, jednak udało mi się spotkać i porozmawiać z innym reprezentantem Jamajskiego sprintu, w którego na samym początku nie wierzono, a prawdziwy jego potencjał wykrzesał z niego trener Stephen Francis. Mowa o Asafa Powellu. Mimo, iż w środowy wieczór uległ Bakerowi, to ludzie zgromadzeni na trybunach przez około 15 minut po starcie nie dali mu pójść do szatni, ze względu na chęć zrobienia sobie zdjęcia, dostania autografu etc. Asafa przyznał mi, że ma sentyment do Polski, bo zawsze jest tu świetnie przyjmowany. Jak każdy zawodnik był pod wrażeniem publiczności i całego rozmachu z jakim zorganizowano Memoriał.


Serce zawodów- kibice

Przechodzimy do punktu, który zaskoczył najbardziej. Już o godzinie 16:00 na rozpoczęciu ceremonii otwarcia było ok 20000 ludzi. Pomyślałem sobie- "No i fajno, standardowa liczba. Środa, południe, ludzie w pracy, jest okej. Grunt, że nie ma większych pustek". Po ceremonii wróciłem do call roomu. Spędziłem tam następnych kilkanaście minut, dopóki nie zadziwił mnie ryk publiczności- prawdopodobnie przy najdalszym rzucie Marcina Krukowskiego. Zdziwiłem się, że aż tak dobrze akustycznie niesie się głos. Postanowiłem wyjść na płytę główną. Szok. 42000 ludzi zasiadło na trybunach Stadionu Śląskiego. Na zawodach lekkoatletycznych w Polsce!!! Coś nieprawdopodobnego. Najpiękniejszy moment zawodów? Skok Piotra Liska na wysokości 5.85 metrów, udana próba i ciarki na plecach spowodowane tak wielką ekscytacją całej publiczności. Tego nie da się opisać słowami, takie coś można przeżyć będąc jedynie na miejscu!
Tak duża frekwencja jest też świetnym prognostykiem na przyszłość. Chorzów na pewno będzie walczył w przyszłości o organizację jednej z wielkich imprez pokroju ME czy MŚ. Przy takich opiniach od zawodników, frekwencji i płynności przeprowadzania zawodów- to powinna być formalność. Pozostaje pytanie- kiedy? 

Do następnego razu!

Jestem więcej niż przekonany, że w przyszłym roku także będę aplikować o wolontariackie miejsce na tej imprezie! Nieprawdopodobne przeżycie, które zostanie ze mną na długo. Miło będzie wspominać wszystko co wydarzyło się w Chorzowie w te dwa dni mojego pobytu. Lekkoatletyka w Polsce rozkwita, popyt się zwiększa. Mam nadzieje, że niedługo wszystkie imprezy w Polsce będą przyciągać tłumy na stadiony.

Komentarze

  1. Tylko zazdroszczę,chociaż nie do końca. Byliśmy z mężem w czerwcu na tym stadionie.Robi wrażenie.Można urządzać wielkie imprezy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Porażka jako pierwszy krok do Sukcesu

Okazana dobroć zawsze powraca!

Hart ducha- krok do doskonałości